Dzień dobry,
W skrócie:
Moja ,,mutacja" trwa ok 4 lat. Początkowe fazy były nasilone, pojawiały się nawet dwie krosty jednocześnie. Od dwóch lat występują znacznie rzadziej, raz bądź dwa do roku. Ale ryzyko zawsze jest, i żadnego dnia nie mogę czuć się spokojny czy nie obudzę się wyglądając jak potwór.
3 dermatologów - podobno dobrych. Każdy z nich mówił że nigdy czegoś takiego nie widział.
Leczenie? Faszerowanie *** i sterydami. Leczenie *** trwało ponad dwa lata. Efekt? Zerowy. Krosty i tak się pojawiały.
2 znachorów - herbatki, okłady, woda utleniona. Efekt jw.
Trzymanie diety? Działanie zerowe.
Badania? Krwi i andrologiczne. Wszystko w normie.
Ba, nawet byłem dwukrotnie u chirurga na krojeniu tego dziadostwa. Efekt? Dwie blizny i nic pozatym.
Moja cera jest pełna niewidocznych na pierwszy rzut oka podskórnych grudek. Niektóre są bardzo małe, inne mają ok. centymetra średnicy. Są ukryte głeboko pod skórą, natomiast dobrze wyczuwalne pod palcem. Z tych właśnie ,grudek' powstają te potwory. Zauważyłem że dzieje się to najczęściej jak przychodzi zimno. Chociaż nie musi to być regułą, jest to luźne spostrzeżenie. Coś się ,,uaktywnia", przez 2-3 dni czuje że coś rośnie w danym miejscu, następnie następuje eskalacja i rośnie olbrzym taki jak na dodanym zdjęciu. Gdzie do tej pory się pojawiały? Głownie na żuchwie, czole, uchu.
Z szczęśliwego, towarzyskiego człowieka stałem się samotnym mrukiem. To coś, odebrało mi chęć do życia, zniszczyło plany na życie. Nie będę już chodził do pierwszych lepszych lekarzy, dlatego pytanie do Was.
Czy widzieliście kiedyś coś takiego? Czy znacie specjalistę który mógł widzieć? Warszawa.
